top of page
Szukaj
Zdjęcie autoraRadosław Lewandowski

Holandia - królem świata!



W powieści „Australijskie Piekło” opisuję rejs holenderskiego statku „Batavia” z Amsterdamu na Jawę, w którego konsekwencji pasażerowie i załoga spędzili wiele miesięcy na koralowych wyspach. Ten incydent, jest uznawany za pierwszą stałą obecność Europejczyków u wybrzeży Australii.



Chciałbym przy tej okazji w kilku zdaniach, zarysować kwestię niezwykłą – fakt supremacji na morzach i oceanach floty państwa, które nie dość że niezbyt duże, to jeszcze targane wieloletnimi wyniszczającymi wojnami z Hiszpanią.

Przyczyny takiego stanu rzeczy są złożone, jednak w głównej mierze poza obrotnością i kupieckim zacięciem Holendrów, składa się na to położenie położenie geograficzne, które sprzyjało pośredniczeniu między starym a nowym światem. Więcej, to był lokalny europejski węzeł komunikacyjny leżący między regionem Bałtyku a Zatoką Biskajską i państwami iberyjskimi. Jakby tego było mało, prowadziła tam także krótka droga ze Skandynawii i Anglii.


W powieści "Australijskie Piekło" opisuję wyprawę floty na Jawę, ale właściciel tych statków – VOC (Holenderska Kompania Wschodnioindyjska) - była tylko jednym z wielu holenderskich przedsiębiorstw handlowych.


Trochę danych. W XV wieku flota handlowa Holandii (nazwa współczesna), dysponowała jednostkami o ładowności 60 tysięcy ton. W owym czasie dominowała na wodach flota Wenecji dysponująca 80 tysiącami ton ładowności. A któż nie słyszał o weneckiej potędze? Sto lat później, czyli w czasie gdy rozgrywają się przygody moich bohaterów, Republika Siedmiu Zjednoczonych Prowincji Niderlandzkich, niderl. De Republiek der Zeven Verenigde Nederlanden, dysponowała już najpotężniejszą flotą na świecie! Dość powiedzieć, że by jej dorównać, należałoby połączyć ówczesne floty handlowe Francji, Niemiec i Anglii!

Jak podaje Jacek Kwaśniewski w książce „Średniowieczne statki handlowe”:

„W połowie XVI wieku jedna tylko prowincja niderlandzka, Holandia, posiadała 1800 statków pełnomorskich [tamże]. Po następnych stu latach przewaga ta jeszcze się powiększyła. Tonaż handlowy Niderlandów wzrósł do 568 tysięcy ton, liczba statków wynosiła 3510 [tamże, str. 79]. Inne floty nie miały w tym czasie nawet połowy tego tonażu ani liczby statków (tabela 10.1)”.


Czym pływali Holendrzy? Podstawowym typem żaglowca była fluita (fleuta), jednostka z zaokrągloną rufą, której nadbudówki (kasztele) były niższe, niż na galeonach. Fluity holenderskie, np. te VOC miały wyższą ładowność od swoich konkurentów. Na przykład Warpen van Hoorn miał ładowność 400-600 ton, Batavia, którą opisuję w powieści, wodowana w 1628 – 650 ton, Prince Willem - 700 ton.



Tajemnicą sukcesu była szybkość budowy jednostki i niższe koszty tego procesu. Jako materiał budulcowy fluit wykorzystywano dosyć pospolitą jodłę, zamiast drogiego dębu. Uproszczono też olinowanie, choć i tak na jednym żaglowcu znajdowało się ok. 20 kilometrów lin. Otaklowanie to typowe full-rigged, czyli trzy maszty, z których dwa przednie noszą po dwa duże żagle kwadratowe, bezan jest łaciński a na bukszprycie zamocowany jest spory żagiel podbukszprytowy.

To był "zlepek" myśli szkutników z wielu lat, i tak: z karaki fluita przejęła pochylenie dośrodkowe burt, z galeonu kształt boczny z niską nadbudówką dziobową i schodkową tylną częścią, z karaweli proporcje długości do szerokości a z hulka pękatość, płaskie dno i niewielkie zanurzenie (za Jacek Kwaśniewski).


Holenderskie fluity były więc odrębnym typem statku, wywodzącym się jednak z wcześniejszych konstrukcji. Budowniczowie nazwali ten typ żaglowca spiegelretourschip, czyli w dosłownym tłumaczeniu – Lusterkowy Statek Powrotny. Nazwa wywodziła się z przypominającej lustro rufy jednostki i faktu, iż budowano je z myślą o dwóch, trzech rejsach. Nierzadko, wytrzymywały mniej (np. na Jawę podróż w jedną stronę trwała co najmniej 8 miesięcy. Opływano Afrykę, Ocean Indyjski zmierzając do portów Dalekiego Wschodu.), ale to inna kwestia. W owym czasie handel przyprawami był tak zyskownym zajęciem, że jeden rejs z nawiązką spłacał koszty. Anglicy nazywali te statki East Indiaman.



Jak to były niebezpieczne wyprawy niech znowu zaświadczą liczby. Z ponad dwóch tysięcy żaglowców Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, jedna trzecia zatonęła podczas rejsu. A mimo to wypływali w morze? Słyszeliście zapewne określenie, iż egzotyczne przyprawy takie jak goździki, pieprz czy gałka muszkatołowa, były cenniejsze od złota?


95 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page