Kilka słów o Przylądku Dobrej Nadziei (por. Cabo da Boa Esperanca) z początku XVII wieku
Nazwę taką, nadał temu fragmentowi południowo-wschodniej Afryki król Portugalii Jan II zwany Doskonałym (1481-1495), z uwagi na fakt, iż po minięciu przylądka, otwierała się droga na daleki wschód i jego bogactw.
Wcześniej, miejsce to nosiło w pełni zasłużone miano: Przylądek Burz (por. Cabo das Tormentas).
Pierwszym Europejczykiem, który odkrył ten rejon świata, był w 1488 roku Portugalczyk Bartolomeo Dias. Wcześniej jednak, w 1421 roku zawitała tu flota chińskiego admirała Zenga He.
W 1497 roku inny Portugalczyk Vasco da Gama również zawitał w te rejony. W roku 1580 na pokładzie Złotej Łani wpłynął do zatoki u podnóża Góry Stołowej Anglik Francis Drake. Jego rodacy w 1614 roku próbowali założyć tu bazę, wysadzając na ląd grupę skazańców pod dowództwem kapitana Crosse. Wytrzymali tylko rok. W 1611 roku odnotowano zatonięcie w tym rejonie, w pobliżu Wyspy Pieczęci (hol. Isle Robin) statku holenderskiego kapitana Yeangera van Horne, co wykorzystałem w powieści.
Jak również fakt, iż w 1620 roku w tym rejonie przybywała francuska flota składając się z trzech okrętów ze stu sześcioma działami na pokładach, dowodzona przez generała Augustina de Beaulieu, zwana od patrona – Flotą Montmorency.
Od 14 do 22 kwietnia 1629 roku, uzupełniały tu prowiant trzy statki VOC – „Batavia”, „Assendelft”, „Buren”, czyli bohaterowie mojej książki.
Port i miasto Kapsztad, założyli Holendrzy dopiero w 1652, długo po opisywanych w powieści wydarzeniach. Dokonał tego Jan van Riebeeck, który przybył w te okolice na czele trzech statków Kompanii Wschodnioindyjskiej: „Reijer’,” Dromedaris”, „Goede Hoop”.
Na długo jednak przed powstaniem Kapsztadu, przemianowanego przez Anglików na początku XIX wieku na Cape Town, też dochodziło w tym miejscu do wymiany pomiędzy załogami dalekomorskich statków a miejscowa ludnością. W zamian za tytoń, miedź, żelazo, kapitanowie otrzymywali mięso i owoce. Plemieniem, które wypasało w tym rejonie swoje stada rogacizny, było plemię zwące się Kkoikhoi (khoe w ich języku oznaczało człowieka) z ludu Namaqua. Holendrzy z uwagi na ich specyficzny język, pełen mlasków i kliknięć, nazwali ich Hotentotami, czyli jąkałami. Ta nazwa jest uznawana obecnie za obraźliwą.
Tubylców na tle innych mieszkańców Ziemi wyróżnia największe zróżnicowanie mitochondrialnego DNA co dowodzi, iż są oni jedną z najstarszych ludzkich ras. Ale nie tylko. Kobiety tego ludu posiadają tzw. „fartuszek hotentocki”, czyli niemal niespotykany przerost warg sromowych mniejszych, oraz cechuje je steatopygja, polegająca na odkładaniu tłuszczu w pośladkach nadając im charakterystyczny monstrualny kształt. Niestety z uwagi na segregację rasową i prowadzoną przez setki lat politykę eksterminacji tubylczej ludności Przylądka Dobrej Nadziej, ich populacja liczy obecnie około stu tysięcy ludzi.
Nie byłbym sobą, gdybym...
CDN
Comments